Kolorówka
Tutaj
mam największy problem, gdyż kosmetyki kolorowe kupuję niemal
kompulsywnie (piszę niemal, bo założyłam sobie bana na kolorówkę z
jednym wyjątkiem i się go trzymam, a wyjątek zakupiłam, o czym za
chwilę). I mimo że staram się być świadomą konsumentką, to ciężko mi 1)
znaleźć odpowiedni kosmetyk; 2) dochować wierności, jeśli już mi się
zdarzy taki kupić; 3) jeśli dochowam mu wierności, zapewne został
wycofany z produkcji. Story of my life.
*
Podkład. Wydaje mi się, że każda kobieta może napisać epopeję -
trzynastozgłoskowcem z odpowiednim spadkiem adonicznym - na ten temat.
Po pierwsze - świecenie.
Po drugie - krycie.
Po trzecie - wysuszanie.
Po czwarte - trwałość.
Niekoniecznie
w tej kolejności. W każdym razie w tej chwili wydaje mi się, że tęsknię
do Revlonowego Colorstay, ale mam do przetestowania jeszcze Bourjois
Healthy Mix, Bourjois CC (i to jest wyjątek, na który sobie pozwoliłam z
trzech powodow - konsystencja, trwałość, lekkość - które powodują, że
powinien być idealny na lato), a na wykończeniu L'Oreal Lumi Magique.
Ten ostatni ma jedną zasadniczą zaletę - idealny kolor (czego nie mogę
powiedzieć o dwóch pozostałych, do których muszę złapać trochę
opalenizny), niestety nie jest ani trwały, ani nie matuje. Do
zdenkowania i zapomnienia, że istnieje.
*
Puder. Przez lata używałam różnych pudrów sypkich (najczęściej Celii,
ze względu na ładne kolory, dostępność, cenę i tradycję - używała ich
również moja mama), ostatnio się przerzuciłam na te w kamieniu. I teraz
znowu mam problem z kolorem - pudry, które nie mają w ofercie
transparentnego, najjaśniejsze kolory mają dla mnie za ciemne. A nie
jestem trupioblada, znam osoby z jaśniejszą karnacją. Hitem jest Max
Factor Cream Puff, który jest za ciemny, mimo że kolor teoretycznie jest
transparentny. Mam nadzieję, że on i jego bliźniak z Revlonu Nearly
Naked (którego konsystencja to czyste dobro!) zechcą się zużyć w czasie
wakacji. Jeśli nie zechcą, to ich rolą będzie profilowanie mi twarzy
zimą (zamiast bronzera/brązera).
![]() |
Nearly Naked z Revlonu i Max Factor mają ciemne najjaśniejsze kolory. Na razie dobrze mi idzie z Astor. |
*
Cienie do powiek - kto ma za mało cieni do powiek, ręka w górę. Ok, na
to też mam bana. Szczególnie, że ostatnio pasjami kupowałam jedynie
kremowo-beżowo-różowe, które ewentualnie mogą się sprawdzić jako kolor
bazowy, ale już o przyciemnieniu kącika nie myślałam, a wtedy wyglądam
na smutną i chorą. I ludzie mnie pytają, co się stało. Nic, kijowy
makijaż się stał.
Mam całą
kolekcję paletek, z których zużyłam po dwa cienie i nie umiem się
rozstać z resztą, bo "na pewno się przydadzą". Problemem jest jednak co
innego - trwałość. Dlatego...
![]() |
Oj tam - za dużo.... |
*
Baza pod cienie. Mam ich kilka, ale żadna nie utrwala cieni tak, jakbym
sobie życzyła. Próbowałam też na cienie w kremie, pudrowanie, cudowanie
- cienie jak złaziły, tak złażą. Oczywiście, że jest lepiej niż bez
bazy, kiedy to stawały się pieśnią historii w momencie gdy zabierałam
się za malowanie drugiego oka, a zanim nałożyłam błyszczyk, mogłam się
poszczycić wałkami w załamaniu, ale teraz wytrzymują góra dwie-trzy
godziny. Tak, korektora też próbowałam. No nie idzie.
* Róż. Tu nie mam problemu. Mam trzy róże w ogóle, używam jednego. Nie ciągnie mnie za bardzo do testowania innych.
![]() |
Na co dzień używam Bourjois. Zimową porą przyjdzie czas na Sleek. |
*
Bronzer. Tu już w ogóle nie ma problemu - mam jeden. I to nawet nie
jest bronzer, tylko produkt do opalania z szarymi, zimnymi tonami.
Wystarczy. To ten z W7 powyżej.
*
Tusz. Ostatnio musiałam gwałtownie zmienić tusz i wyrzucić jego
poprzednika po bakteryjnym zapaleniu spojówek. Chciałam zaszaleć z
nowością. Skończyło się tym, że z podkulonym ogonem wróciłam do dwóch
ulubieńców. Nie mam więcej w tym temacie do powiedzenia. Nie zdradza się
przyjaciół!
*
Rozświetlacz. Na wielkie okazje (których nie mam) i do malowania
znajomych. Jeden wystarczy. Naturalne świecenie twarzy powoduje u mnie
niechęć do eksperymentowania z odblaskami. Wystarczy, że na nosie robi
mi się wielka, świecąca tafla, po co mi to samo na policzkach?
*
Szminki/błyszczyki/badziewia do ust. Tego mam mnóstwo. Nie wiem, po co
mnie to, skoro mam jednego ulubieńca, a reszta czeka na zdenkowanie?
Ręce i stopy
Tu się ograniczę do pielęgnacji, bo o zdobieniu paznokci mogłabym długo i namiętnie i prawdopodobnie tak będzie. Za czas jakiś.
*Krem
do rąk. Tu mam szczęście testować trzy rzeczy, które wreszcie mi
odpowiadają. Po wielu latach nieużywania kremów, bo wysuszają i ogólnie
fuj, wreszcie mam się z czym zaprzyjaźnić.
* Krem do stóp. Tu wciąż czekam na świętego Graala. Póki co, kupuję kremy z Avonu, przynajmniej ładnie pachną.
*
Pielęgnacja skórek. Kolejny temat, do którego mam podejście dwojakie -
wiem, że to ważne (szczególnie przy moim kompulsywnym obgryzaniu skórek,
co jest fuuuj!), ale zmuście mnie do czegoś. Największe wrażenie do tej
pory zrobił na mnie olejek z Regenerum. Niby do używania na całych
paznokciach, ale przy hybrydach, czy nawet zwykłym lakierze - malowanie
nim paznokci jest niemożliwe. Ale powoduje, że skórki są cudownie miękkie.
Wystarczy jedna aplikacja dziennie, ja to załatwiam podczas jazdy
komunikacją do pracy - mam olejek na sobie od 20 do 40 minut i nie mam
już pretekstu, żeby obgryzać suche skórki i robić "manicure zębowy".
Komentarze
Prześlij komentarz